Niedzielne upalne popołudnie spędzałem na orbicie w moim lekkim myśliwcu, w klimatyzowanym pomieszczeniu z wygodnym łóżkiem wraz z moją nową, młodą oficer pokładową. To, że jest dobra na mostku kapitańskim wiedziałem. Dzisiaj odbywała inny test, ale to nie o tym ten zapis w dzienniku pokładowym.
Jaskółki ćwierkały, że ten błogi spokój zostanie naruszony, że w okolicy były widziane floty sojuszu C-F, szybkie, upiorne, błyszczące, dosłownie dziesiątki tysięcy statków. Nie leciały bez celu, nie były wyprowadzone na spacer. Leciały z jasno określonym rozkazem - zniszczyć, spalić, zrabować. Po wszystkim, gdy jeszcze nie opadł kurz, było słychać tylko pojękiwanie i płacz. Na jakiekolwiek reakcje było zdecydowanie za późno. Obrońca niech się nie zastanawia dlaczego akurat on. To nie czas i miejsce na zadawanie tego typu pytań. Trzeba zakasać rękawice i brać się do odbudowy, a dla reszty niech to będzie przestroga.
Gratulację Naczelniku
Obronie